Kolarski podjazd nad jeziorem Garda dla każdego? Sprawdzam!
Do 26 maja 2018 w górach owerem jeździłem trochę mniej, niż więcej. Dojrzewała we mnie ta aktywność do tego dnia.
Do tego dnia byłem przekonany, że jazda rowerem to najlepiej po płaskim i prosto. Teraz już wiem jak bardzo się myliłem. I o ile do dzisiaj nie lubię tych delikatnych i długich nachyleń gdzie nie można pojechać szybciej, a jest na tyle płasko, że głowa nie widzi wzniosu. To te większe bardzo przypadły mi pod nogi, przepadłem.
Na tapetę biorę mój pierwszy podjazd na dłuższą odległość, tj powyżej 2-3 km na raz, czas wjazdu i wysokość.
Gargnano i Navazzo, gdzie i jak tam trafić.
Wystartowałem ambitnie spod domu, czyli okolice Desenzano del Garda. Także na dojazd i „rozgrzewkę” miałem ok 40 km by zaatakować górę. Nie powiem, że zanim tam dotarłem byłem lekko zmęczony. Na trasie dojazdowej przy samym jeziorze Garda i trasa na północ od Desenzano, te niewielkich kilka podjazdów szczególnie w okolicy Salo, już mnie lekko wymęczyły. W samych górach psychicznie chyba uruchamia się w człowieku jakąś furtka z większymi siłami. Bo teoretycznie na płaskim, jak jest lekkie nachylenie, którego często nie widać daje w kość bardziej, niż większe nachylenie.
Na dole, od miasteczka Gargnano byłem jednak już tak podniecony. Endorfiny szalały, że bez zatrzymania zacząłem wjeżdżać. Trochę zderzyłem się z jednak rzeczywistością, bo jakby nie byłem do końca pewien czego się spodziewać. Jak rozłożyć siły i tak naprawdę jak długo będzie to trwało, na górze nigdy nie byłem nawet autem. Nie wiedziałem co mnie czeka i jak długa będzie ta droga. Redukcja przełożeń, prawie młynek, wyrównałem oddech, udało się złapać tempo i po prostu pedałowałem.
Za pierwszym zakrętem dojechałem jednego kolarza, którego doganiałem. To zmotywowało mnie do większych nacisków. Powoli, bardzo powoli, wyprzedzałem. To było jak wyścig ślimaków. Kolarzem okazał się facet myślę grubo po 60 tce na całkiem fajnym rowerze. To dało mi jeszcze więcej energii. Tutaj w okolicy rowerami jeździ bardzo dużo starszych ludzi. Fajnie to wygląda jak staruszek ma widoczne wszystkie mięśnie równo oddycha na rowerze i widać, że ma formę.
Minęło może z pół godziny, ciągle pod górkę. Nachylenie zaczęło lekko rosnąć wraz z wysokością góry. Dla kogoś kto do tej pory jeździł po płaskim dało to mocno w kość.
Przerwa
Musiałem zrobić przerwę. Pamiętam jak zsiadłem z roweru i nogi ugięły się pode mną. Drżały mi wszystkie mięśnie. Na punkt pauzy wybrałem w połowie wjazdu miejsce, ze stolikami i czystą woda do picia. To podoba mi się we Włoszech, można wyjechać z domu z pustym bidonem i nawet w górach na szlaku i drodze znaleźć kran /studnie z czystą pitną woad. Napiłem się wyrównałem oddech i ruszyłem dalej.
Wiedziałem już też, że jest niewiele ponad połowa drogi za mną więc już całkiem nieźle! Po drodze coraz częściej mijały mnie zjeżdżające grupy albo solowi kolarze. Ich było słychać zanim zobaczyłem z pod zmęczonej nachylenia głowy na baranku. Gwizd, szum opon i czasami przed zakrętem stukanie cykanie zapadek. Zastanawiałem się wtedy, z jaką prędkością zjeżdżają i jak można jeszcze na zjeździe pedałować w dół?!
Wjechałem! Na końcu wtedy drogi był bar, miasteczko Navazzo. Cieszyłem się jak dziecko, mięśnie już się uspokoiły, mogłem zejść z roweru i dojść do stolika. Małe piwko, croissant espresso i droga w dół.
Wtedy szybko zrozumiałem dlaczego wszyscy pedałowali na zjeździe.
Ta prędkość, adrenalina i wszystko co w człowieku buzuje po takim wysiłku fizycznym było niesamowite! Wtedy zakochałem się w górskich podjazdach szosowych. Coś niesamowitego.
Tym razem ja mijałem ludzi, którzy wciąż jechali z językiem na brodzie. Nie sądziłem też, że tyle ich mogło jeszcze wjeżdżać w sumie zaraz za mną. Nieporównywalnie szybciej znalazłem się na dole, jednak nie wiem czy, aż tak bez zmęczenia.
Utrzymanie równowagi, hamowanie pedałowanie i wciąż zwiększanie tempa bo przecież wyczuwałem rower, hamulce itd.. Dla mnie super. To był ten dzień kiedy pokochałem góry jeszcze bardziej. Nie sądziłem też, że tak bardzo mi się to spodoba.
Po zjeździe spotkałem się z rodzinką nad jeziorem. Akcja była zorganizowana i ustawiona. Nie wiedziałem jeszcze wtedy czy dam radę wracać te 40 km do domu. Jednak byłem tak nakręcony i wypełniony endorfinami, że pomimo zmęczenia, ciężko było nie podjąć decyzji, że wracam rowerem. Posiedzieliśmy trochę na plaży, zjadłem coś i powrót. W sumie tego dnia zrobiłem lekko ponad 110 km. To chyba też pierwszy raz ponad 100 jednego dnia!
Kilka słów o samym podjeździe Gargnano do Navazzo.
Długość samego podjazdu to ok 7,5 km,. Zachodnia część jeziora Garda dokładnie okolice Saló. A podjazd zaczyna się w miejscowości Gargnano kierunek Lavazzo, albo jezioro d’Idro albo Lago Valvestino. Droga nazywa się via Panoramica i taka naprawdę jest. Przepiękne widoki na jezioro Garda. Doskonałe na zjazd!
Polecam ten podjazd naprawdę każdemu. Jest sporo miejsc po drodze gdzie można zrobić bezpiecznie przerwę schodząc z ulicy. Jeśli nie dacie rady wjechać na górę zawsze można zacząć zjeżdżać. Warto spróbować, jest to w mojej ocenie na tyle łagodne i dostępne nachylenie, że każdy z przeciętną forma na rowerze powinien sobie poradzić.
Droga jest szeroka, asfalt równy bez dziur. Na kilku zakrętach są barierki bezpieczeństwa i przede wszystko Widoki są już górskie i jezioro.
Dla chętnych polecam jechać dalej do Jeziora d’idro i zjeżdżać drugą strona Vestone, Barghe i z powrotem do Saló. Trasę dalej można przedłużyć na Lago Valvestino – opisana tutaj.