Terra dei forti Ciclabile Adige, trasa rowerowa w winnicach regionu Jeziora Garda
Nazwę można przetłumaczyć, że jest to trasa rowerowa od nazwy rzeki Adige będącej w krainie twierdz lub… siłaczy? Prawdopodobnie ma to duże znaczenie historyczne. Bez wątpienia przełęcz od Brenner na południe podczas każdej wojny była kluczowym przejściem na półwysep apeniński i do Włoch.
Cała okolica nasycona jest wieloma zamkami, bunkrami, gniazdami w skałach z których snajperzy likwidowali przeciwnika.
Wino Valdadige Terradeiforti DOC
Innym wyjaśnieniem i wstępem do trasy rowerowej będzie może historia o regionalnych winnicach. Wina zawsze były tutaj znane. Nazywane także przez rzymskich pisarzy z I wieku naszej ery, którzy mówiąc o dzikich winoroślach uprawianych na północ od Werony. Nazywają ten region właśnie „dziką winorośl zwaną Enantio”. Jest to dokładnie to samo winogrono, które jest dzisiaj wyprodukowane i cenione przez winiarzy z regionu. Będących kluczowym regionem w produkcji wina we Włoszech, winnicę Cantina Valdadige Veronese. Ta i inne winnice regionu wprowadzą Was w niesamowity klimat podróży rowerowej.
Terra dei Forti – gdzie dokładnie
Obszar regionu i produkcji Terra dei Forti jest utożsamiany z doliną między Monte Baldo na zachodzie, która oddziela region od jeziora Garda, a płaskowyżem Lessinia na wschodzie. Bardzo ciekawym miejscem w okolicy jest Park Krajobrazowy gór Lessinia – pisaliśmy o nim tutaj.
Trasa rowerowa – Terra dei Forti
Trasę oceniam na pięknie położoną, otoczoną górami i łatwą. Pomimo kilku podjazdów na swojej długości ok 50 km jest przyjemna w podróżowaniu dla każdego.
Trasa rowerowa jest sąsiednią biegnącą po drugiej stronie rzeki, bliżej gór zachodniej strony przełęczy Ciclopista del Sole. Ta z kolei jest odcinkiem europejskiej trasy Euro Velo7 opisywanej przeze mnie w osobnym tekście na blogu. Obydwie trasy w mojej opinii biegną przez jedną z najładniejszych krain regionu Jeziora Garda, czyli od przełęczy Brenner na południe w kierunku Werony.
Każdy kto wjeżdża do Włoch od strony Niemiec jedzie Autostradą A22, która biegnie tą samą przełęczą. Przecinając właśnie te dwie trasy rowerowe w wielu miejscach. Spotkałem się z opiniami, że autostrada zagłusza czas na trasie rowerowej. Nie zgadzam się z tym. O ile w niektórych krótkich odcinkach rzeczywiście słychać trochę szum aut. To w mojej ocenie nie jest to bardzo uciążliwe, bo naprawdę są to krótkie odcinki.
Rowerem jedziemy zatem z podobnymi widokami co autem. Pamiętam jak wiele lat temu wjeżdżałem do Italii właśnie drogą A22 i moje och i achy na temat widoków i całego regionu nie miały końca. Góry w tym regionie są dla mnie magiczne, duże rozległe i dumne.
Jezioro Garda na rowerze okolica Monte Baldo
Tutaj w tej przełęczy szczyty wyglądają dumnie. Cały masyw Monte Baldo po drugiej stronie region Lessinia. Obydwa nie ukrywam bardzo lubiane przez nas miejsca.
Wracając na naszą trasę.
W jednym słowie to jest ona zaskakująca. Region i niektóre standardy innych tras przyzwyczaiły nas do pewniaków, których tutaj niestety zabrakło.
- Pierwszy zasadniczy, place zabaw – przy tej trasie ich nie ma.
- Barów i jakichkolwiek miejsc (zorganizowanych) by zrobić sobie piknik, pauzę -postój z rodziną i samemu. Kilka tylko ławek.
- Drugi minus brak poborów wody. Czyli miejsc gdzie można napełnić bidon. Trochę w upale nam tego brakowało.
Szczerze to chyba pierwsza taka trasa gdzie na tak długim odcinku nie było powyższych opcji. We Włoszech to raczej standard, w miastach przede wszystkim. Ale i na trasach rowerowych, są kraniki, studnie z pitną wodą. Tutaj tego nie ma ;-(.
- Trasa kończy się i zaczyna w polu, dosłownie. Mówię tu o wyznaczonej i wyłączonej trasie z ruchu publicznego czyli trasie rowerowej. W miejscowości Borghetto Sul Adige, a w zasadzie na jego trasie wylotowej via 27 Maggio jest wjazd na tą trasę. Oznaczony też średnio, bo doświadczeniami z innych tras w takich punktach mamy często mapę. Informacje o długości, dokąd itd… tutaj NIC. Nazwa trasy i tyle.
Mamy tylko mały znak 0 – jako oznaczenie, że jest to pierwszy kilometr, później co kilometr informacje o przejechanych. I tyle. kończy się równie dziwnie bo w miejscowości Domegliara w okolicy dworca kolejowego. I tu jest plus, bo trasę można połączyć rowerem pociągiem.
Rower i pociąg – połączenie wycieczki
Bliskość dworca w jednej i drugiej miejscowości jest na tyle wygodny, że bez problemu i większego zjeżdżania dostaniecie się na pociąg. I tak dla przykładu przejazd całą trasą zajmuje wg rozkładu dokładnie 18 minut, a bilet kosztuje 3,55 euro. (link do przewoźnika)
Na stronie przewoźnika jest opcja jako inne usługi (Altri Servizi) gdzie do biletu można dołączyć rower.
Dotyczy to wyłącznie przejazdów regionalnych. Czyli między innymi na tej trasie. W każdej miejscowości na trasie jest też informacja o dworcu i możliwości przewozu rowerów. W zależności z której strony startujemy (północ czy południe) przejechać całą trasę rowerem i wrócić pociągiem. To naprawdę fajna opcja dla mniejszych grup. Pamiętajcie, że ilość miejsc na rower w pociągu jest ograniczona.
Trasa w wielu odcinkach biegnie bardzo blisko torów kolejowych, dla naszych dzieciaków (a bardziej dla młodszego Olka, była to jedna z atrakcji – przejeżdżający pociąg) Te regionalne to wiadomo szału nie robiły, ale już te szybkie koleje dość spektakularnie swoimi prędkościami mijały nas na trasie.
Jezioro Garda rowerem, trasy rowerowe
Pomimo niskiego położenia trasy, bo jedziemy przełęczą przy rzecze Adyga. To bliskość gór, czasem ściąga różne załamania pogodowe. Kiedyś doświadczyliśmy porywistego wiatru, który zerwał się dosłownie z minuty na minutę i dość solidnie utrudnił nam powrót. To tym razem w zasadzie przy świecącym słońcu kilka solidnych kropli z nieba, zapowiedziało mega ulewę. Zdążyłem tylko powiedzieć, że nie wróżą one nic dobrego. Po kilku minutach urwała się chmura.
Na szczęście byliśmy dosłownie 100 metrów przed przejazdem pod autostradą. Wjechaliśmy pod most, przy okazji bliskość rzeki, więc bezpiecznie przeczekaliśmy lokalną ulewę. Opady okazały się zjawiskiem bardzo lokalnym i przejściowym bo jak później ruszyliśmy do może po 1 km droga i wszystko było suche. Dla nas postój pod tym mostem był okazją do zjedzenia i naładowania baterii.
Takie przerwy staramy się robić w połowie trasy, albo przy okazji powrotów lub jak jest inne fajne miejsce, tu takie się trafiło. Pod mostem 😉 Bo pod mostem ostatni raz chyba byłem w podstawówce jak chowałem się z papierosem 😉 ma to swój klimat. Płynąca obok duża rzeka, kamienie i piasek (który chyba od powstania mostu nie czuł wody) więc był suchy na wiór wszystko to dało dobrą opcję do zajęcia naszych dwóch pociech.
Rowerem nad Gardą, przerwy na trasie rowerowej.
Trochę wrzuciliśmy kamieni do wody i doły były kopane, jak na plaży. Pisałem w zapowiedziach, że trasa pełna przygód. Tak bo następną była złapana guma. I o ile moją nieodpowiedzialnością, było ruszenie w trasę z taką oponą (bardzo wytarta). To niestety skończyła ona swoje życie właśnie ok 25 km od samochodu z lekkim już zmęczeniem. Jak to w życiu bywa zero przygotowania na taką sytuację.
O ile zestaw naprawczy czyli piankę uzupełniającą ewentualne delikatne dziury miałem i wypełniłem nią dętkę, wydawało się nawet że zakleiło dziurę. To nie mieliśmy pompki. Chociaż wtedy dałbym sobie rękę uciąć, że zawsze była w przyczepce to tym razem NIE. I mało tego do dzisiaj nie wiem gdzie jest, bo nigdzie jej nie znalazłem. Także licho wzięło pompki nie ma.
Z taką awarią nie pozostało nam nic jak czekać na pomoc. Na szczęście nie trwało to długo, bo trasą jeździ dużo rowerzystów. Zatrzymał się pierwszy i pomógł nam bez problemu. Żeby nie ryzykować z używaniem klejonej tanimi specyfikami dętki, wymieniliśmy na nową (kolega miał ich w sumie 4 sztuki) za jego radą i możliwościami maleńkiej pompki, którą miał udało nam się dobić MOŻE do 2 atmosfer więc mogliśmy ruszyć.
Nie zmienia to faktu, że moja opona była wciąż w takim stanie, że psychicznie połowę drogi powrotnej jechałem na stojąco by nie obciążać tylnego koła. Flak w kole, ciężar przyczepki, zmęczenie i ponad 20 km do auta nie nastrajał do komfortowej podróży. Nastawiłem się na przetrwanie.
Trasy rowerowe pełne przygód.
Z tymi oponowymi przygodami to jest różnie. Kiedyś miałem rok, że łapałem gumę w każdym rowerze, dosłownie.
Nawet biorąc na próbę kolegi by zrobić dosłownie 100 m dookoła domu bo chciałem zobaczyć jego rower. To przyprowadziłem go z przebitym kołem. To poprzedni rok i blisko 10tyś przejechanych przez nas km w takiej ilości kół (kilka rowerów, przyczepka) nie złapaliśmy ani razu. To teraz zaczęło się od pękniętej w Zosi kilka dni temu, kolejna wycieczka i pęknięta u mnie. Także mam już zapas dętek i zabieram dużą pompkę. 😉 – w przyczepce szczęśliwie dużo miejsca.
Kolejna przygoda na tej trasie to wąż. Taki prawdziwy największy jakiego widziałem na wolności.
Jako, że wracałem jak na szpilkach oglądając każdą gałąź na drodze, zauważyłem go w ostatniej chwili. I o ile udało się ominąć rowerowymi kołami. To niestety koło przyczepki przejechały po gadzie.
Nie wiem co się stało czy przeżył, ale Paulina jadąc zaraz za mną widziała jak skakał i wił się w górę. Jak się obejrzałem jej mina i tempo, które narzuciła nie dało mi nawet pomysłu by się zatrzymać – bo w sumie po co, nie udzielę mu pomocy. Jedno wiem na pewno był cholernie długi i gruby, taki na trzy palce leżał zwinięty i wygrzewał się na słońcu.
Trasa rowerowa co tam jeszcze znajdziemy
O ile trasa prowadzi często przez las, blisko rzeki idealnie nadaje się na letnio upalne wyjazdy. Podobnie jak sąsiadka „del Sole” ta prowadzona jest przez liczne winnice i sady. To naprawdę nadaje jej charakter szczególnie latem, kiedy można „spróbować” trochę owoców.
Po drodze można spotkać nawet drzewa czereśniowe (które na naszej ostatniej koniec maja) miały już prawie owoce. Prawie bo nie wiem czy te bardziej dojrzałe były oberwane, ale na pewno tym co zostały brakowało dosłownie max tydzień by były idealne. Grupa włochów jadąca na szosach krzyczała z daleka, że ooo zaraz będą czereśnie. Pytali w pośpiechu, czy jeszcze nie za wcześnie i czy warto się zatrzymać.
Także drzewa te chyba są stałym punktem przejezdnych. Może to, że brakuje tu barów i innych atrakcji one je zastępują 😉 Atrakcją jest też przeprawa przez te wszystkie winnice. Przypominam, że terytorium znane był z wina już w czasach rzymskich.
Ocena trasy w kategorii rodzinne
Jeśli chodzi o kategorie trasy przyjaznej rodzinom. To Ciclabile Terra dei Forti oceniam ją jako średnią.
Z wcześniej wymienionych powodów – brak parków i miejsc do zatrzymania. Miejsc do pobrania wody. Punkty gdzie trasa zaczyna się i kończy. Nie jest to ani atrakcyjne logistyczne i nie ma nic do zaoferowania młodym. Natomiast jako treningowo czy rower szosowy by dostać się na jeden z podjazdów prowadzących do Lessinia. Jako trasa komunikacyjna, widokowa albo rekreacyjna bez dzieci -to polecam. Zresztą zależy też w jakim wieku są dzieci 🙂
Na sąsiedniej „Del Sole” jest zdecydowanie więcej turystycznych rowerów, wycieczek rodzinnych. Tutaj jakoś bardzo dużo mijało nas grup kolarzy szosowych.
Trasą dostaniecie się też do Werony (z miejscowości w której się kończy czyli Domegliara jest droga publiczna. Natomiast o niewielkim ruchu, więc rowerowo przez z nas też pokonana. Pisałem o tym tutaj.
Jak dojechać i gdzie zostawić samochód
Podobnie jak w przypadku trasy polecanej do Werony, auto zaparkujecie tutaj:
TIP:
Jak w wielu takich miejscach i małych włoskich miasteczkach warto lokalizować się przy kościele lub cmentarzu. Zwykle są tam bezpłatne parkingi i logistycznie dobrze skomunikowane.
Tutaj przed kościołem, który położony jest nad samą rzeką Adyga znajduje się bezpłatny parking i bezpośredni wjazd na trasę rowerową. Do tej kieruj się po prostu w stronę rzeki – jedyny wjazd przy kościele. Później już w kierunku północnym, zresztą nie ma innej możliwości.
Interesują Cię nasze wycieczki. Chciałbyś zorganizować pobyt, wakacje, event, nocleg w regionie włoskiego Jeziora Garda Napisz do nas, zadzwoń. ko*****@ac**********.pl
+39 392 291 35 47
Szukasz rowerowych inspiracji na region Jezioro Garda – sprawdź inne wpisy na blogu. Wystarczy, że wybierzesz odpowiednio kategorię rower.